Rok
ku loznicy miala
w trele przepasana
sen skrzydlaty slala.
Rok Ja piescil trwoznie
najprawdziwsza trawa
na poduszkach kwiatow
ploche serce lamal.
Wszystko pierwsze dawal
bystra poil woda
jeszcze wysrebrzona
jeszcze w szklankach lodu.
Dotknal ust spragnionych
tchnieniem mokrej ziemi
oczy rozpromienil
w najzielensza zielen.
Gdy sie Lato z Rokiem
pod baldachim kladlo
cale niebo przyszlo
gwiazd sypnelo wiadro.
Pszczoly bis dawaly
na skrzydlate struny
w slonce sie wymkneli
ponad tecze wtore.
Mocny Rok, gwaltowny
w burzach Lato zlozyl
by nikt nie przeszkadzal
piorunami grodzil.
Potem w zbozu legli
soba sie sycili
i znow w burze poszli
i juz nie wrocili.
Gdy Jesien przed Rokiem
tamte liscie rwala
w sukni zmierzchu przyszla
tuz przed switem wstala.
Ani wiatrom rzekla
ani chmurom ciemnym
jeno w swoich sadach
naplotla pajeczyn.
Gruszek nawarzyla
jarzebin narwala
o swych myslach dziwnych
cicho mu spiewala.
Sluchal Jej niespiesznie
tonow nie uronil
zanim w deszcze poszla
winem ust napoil.
Kiedy Zima z Rokiem
w szklana posciel siadla
strasznie sie speszyla
jakby los okradla.
Jakby byla mloda
w bialutkim welonie
jakby nie Jej byly
przemarzniete dlonie.
Dlonie przemarzniete
ale oczy skrzace
i to cialo biale
tak Jej mowil madrze.
Szeptal, przekonywal
jakby nie wiedziala
jakby to – co czynil
raz pierwszy poznala.
***
J S-D
Свидетельство о публикации №120080709030